Paulina Knyziak-Niezgodzka
Nie tylko ekspresjonizm albo rzecz o światowidzeniu
KOLEJNE MASKI ZNACZEŃ CZYLI... o wielu twarzach moich obrazów.
Jest co najmniej kilka warstw znaczeniowych, masek, twarzy, które skrywają się w “światowidzeniu” moich obrazów.
Najogólniej rzecz ujmując wszystko co maluje nie bierze się ze strachu tylko z fascynacji... na co wskazuje zresztą żywa, wielobarwna kolorystyka wielu prac..
Twarz pierwsza interpretacji czyli o istocie “ugębiania”
Idąc tropem Gombrowicza, po pierwsze
fascynuje mnie - czemu niezmiennie daje wyraz na płótnach obrazów- zjawisko“ugębiania”, dorabiania twarzy ludziom przez ludzi, doklejania masek... na użytek własny, na potrzeby ideologii, ...itp. A wszystko po to, żeby dopasowac potem te dziwne, przemalowane subiektywnie portrety... do galerii pod nazwą “własna wizja świata”.
Za każdym razem zastanawia mnie także dorabianie “Gęby” lęku czy dopatrywanie się wizji apokaliptycznych w portretowanych wizjach twarzy, co jest także fascynujące, bo subiektywne interpretacje nakładają na moje odrealnione portrety kolejne maski znaczeń
Twarz druga interpretacji czyli następny trop
Fascynuje mnie także wielotwarzowość każdego zjawiska, przedmiotu, wielość punktów widzenia, skrajność odmiennych interpretacji tej samej rzeczy, gestu, dźwięku, słowa, które przeżywane, rozumiane są zupełnie inaczej w zależnosci nie tylko od tego, kto je czyta czy analizuje ale także w jakim kontekście podejmuje akt interpretacji –stąd kubistyczne ujęcie tematyki jakby tej samej reinkarnującej ciągle twarzy.
Wszechobecność ...czyli o atrybutach boskości
Przede wszystkim fascynuje mnie jednak wszechobecność ludzi... Całuny moich płócien za kazdym razem w tych portretach zbiorowych objawiają mi twarz Boga, a wszechobecność jest dla mnie zarazem istotą Absolutu i dowodem jego istnienia.
Ludzkie twarze to tak naprawdę dla mnie struktura materii konstruująca świat kultury i sztuki. Wszystko bowiem co stworzył człowiek -od przedmiotów codziennego użytku po zwyczaje i obrzędy -na początku tak naprawdę powstało w umyśle konkretnej choć nieznanej mi, a przez to odlegle tajemniczej jednostki. Każda idea, pomysł, będąca początkiem, momentem stworzenia wszystkich konkretnych przedmiotów, rzeczy jest tak naprawde historią wielu anonimowych osób, cichym swiadkiem ich istnienia. Ot, chocby ta kartka na której wydrukowałam właśnie wiersz ma swój początek w umyśle twórcy idei papieru, niejakiego Ts'ai Ts'ai Lun, który zył około dwa tysiace lat temu -więc poniekąd skrywa także jego niezwykłą biografie.
Dla mnie każda rzecz jest ewokacją człowieka, który ją stworzył.
Właśnie ta świadomość, że za maskami rzeczy kryją się.. często już zapomniani więc odrealnieni przez czas ludzie, tworzy w mojej wyobraźni taką galerie z zaświatów.
Nieśmiertelność idei, którą po sobie zostawili ...reinkarnuje w zaświatach naszej codziennosci, wędrując ulepszona przez kulturę, sztukę setki a czasem już tysiące lat.
Ktoś, gdzieś, kiedyś... wymyslił pierwsze słowo, ciepło domowego ogniska, zapis dźwięku, przejrzystość szkła, kruchość kryształu - fascynuje i intryguje mnie wielce ta cicha wszechobecność nieznanych, zapomnianych juz ludzi, którzy żyją nadal unieśmiertelnieni wiecznością stworzonych przez siebie idei.
Dostrzeganie i malowanie tych atrybutów będących także istotą Absolutu ... jest dla mnie zarazem najbardziej żywą i dogłębną modlitwą...malowanie wszechobecnych i nieśmiertelnych idei to moje prawdziwe litania...
Całuny płócien stają się więc dla mnie tak naprawdę odbiciem Boskiej twarzy...
Ten mój sposób dostrzegania wszechobecności ludzkich idei tworzących kulturę, wszechobecności będącej głównym atrybutem Boga, istnieje równolegle do tego co odnalazłam w "Próbie rekonstrukcji" Tadeusza Różewicza
Szósta twarz interpretacji czyli o komórkach macierzystych
Rzeczywiście, większość ludzi widzi na moich obrazach portrety umarłych ... ale twarze tak odrealnione, pozbawione cech wyodrębniających można zobaczyc także na usg ludzkiego płodu. Człowiek portretowany przeze mnie, w moim subiektywnym osądzie jest więc takze tym sprzed czasu narodzin.
Na etapie życia płodowego wszyscy jestesmy tak bardzo podobni, że stanowimy w tym podobieństwie niemal jedność. Każde zdjęcie usg wyglada niemal identycznie. Dopiero czas różnicuje nasze cechy zewnętrzne oddalając nas od momentu początkowego, który był zarazem punktem wspólnym ludzkości.
Siódma twarz czyli Efekt lustra
To fakt, że są odbiorcy, którzy oglądając moje obrazy czuli, widzieli lęk. Ale zdarzali się i tacy którzy skupiali się na pełnych życia kolorach, dostrzegając na płótnach scenerie iście baśniowe, których nawet ja nie widziałam. Celowo (zwłaszcza w obrazach malowanych poziomo) -nie ograniczam wyobraźni interpretatora grubą linią obrysu, wyraźnym konturem, aby z moich obrazów jak z chmur czy wosku ludzie odczytać mogli także i to, co nie było zamysłem mojej wyobraźni ... a narracja odbiorcy bywa czasem doprawdy zdumiewajaca...
Malarstwo jest więc zarazem rodzajem lustra, papierka lakmusowego - jeśli ktoś nosi w w sobie lęk ( a któż z nas go nie odczuwa?), zobaczy jego wszystkie oblicza w lustrach moich obrazów i to bardzo wyraźnie.
Ja sama malując czuje tylko pozytywne emocje, a sam proces twórczy, to jak pisałam rodzaj modlitwy .... nie zaś terapia... to odkrywanie Boga ...odmiana słowa człowiek przez wszystkie przypadki, punkty widzenia.. poszukiwanie Aboslutu -a w nim rozgrzeszenia... dla tego co uczynił człowiek człowiekowi ......całuny ludzkich twarzy są jak niekończąca się litania ...jak pisałam w wierszu “na przebłagania”...
“może litania moich obrazów przekonają czas...
że potrzeba więcej ludzi...
nie kamieni...
TWARZ ÓSMA czyli ANIOŁY I DEMONY WITKACEGO
WIELOŚĆ W JEDNOŚCI czyli wspólna obsesja
MULTIPLIKACJE
"Wszystkim chciałbym być, wszystko przeżyć, połączyć w sobie najdziksze sprzeczności..."
Stanisław Ignacy Witkiewicz – Pożegnanie jesieni
I ja "spowiadam się" moimi obrazami z wiecznie trapiącego mnie poczucia twórczego "Nienasycenia"... Wciąż czuję, że nie wymalowałam, nie wypisałam z siebie wszystkich ujrzanych i przetwarzanych w twórczej podświadomości złudzeń ludzkich twarzy... A wszystko dlatego, że fizycznie jestem tylko w jednej postaci- nie mogę więc nadążyć cieleśnie za twórczymi potrzebami umysłu. Zatem każdy z moich obrazów jest zarazem podświadomą modlitwą o multiplikacje, bo bycie w kilku osobach naraz, czy choćby posiadanie trzech czy czterech twarzy na podobieństwo pogańskich bogów- umożliwiłoby wreszcie prawdziwe światowidzenie, światopisanie, światomalowanie dając nadzieje na spełnienie, nasycenie aktem twórczym w każdym z artystycznych wymiarów.
ANIOŁY I DEMONY WITKACEGO
http://paulinartcracow.wixsite.com/knyziak-niezgodzka/anioly-i-demony
Może czas zatem, by poszerzyć granice, wyjść poza sugestie “Krzyku” Muncha i od nowa nazwac nurt stworzonej przeze mnie sztuki :-)
wyruszam zatem na poszukiwanie słowa...
Państwa zaś zapraszam przez wizerunki moich obrazów ...
na wyprawę w głąb siebie...
Pauliina Knyziak - Niezgodzka
Na początku był krzyk...
Relacje interpersonalne
TRANSGRESJE
.
Portret wewnętrzny
Ludzka komedia...a może jednak dramat?
.
.
Krzyk pokoleń - Pamiętajcie
.
.
Dialog wewnętrzny między"Fides et ratio"
.
.
Genius loci miasta
.
.
Terapia grupowa
.
.
Podwójne życie Madame Bovary
.
.
.
.
Oto praglina, z której powstanie kiedyś pierwszy człowiek
...
.
Ulica graniczna
.
.
Sekretne życie książek
.
Struktura materii
.
.
Gorejący krzew
.
.
Kto Ty jesteś człowieku